Autor: Tomasz „Azamer” Mikiera
Zbestiariusz
[12+]
„Cichaj, Stefko! Czy to ziemia zaczyna drżeć po naszymi stopy?”
Stwora zapoznanie
Szczegółową charakterystykę Ulańca zawdzięcza się badaniom czterdziestu siedmiu folklorystów oraz ich magnum opus, czyli wyprawie z 1997 roku, w trakcie której poznali oni wygląd oraz zwyczaje tej przerażającej bestii. Na szczęście z ekspedycji udało się powrócić trzem naukowcom: dwóch straciło zmysły, a trzeci nogę. Profesor Kulawiec w jednym ze swoich ostatnich esejów stwierdził, że utrata kończyny była niewielką ceną, jaką przyszło mu zapłacić za możliwość zapisania się na kartach historii.
Doprawdy próżno szukać zarówno historycznych, jak i współczesnych opisów tak przerażającej bestii jaką jest Ulaniec. Jednakże, z pomocą zaginionych (i nigdy nie odnalezionych) manuskryptów z wieku IX oraz wieków późniejszych, badacze-folkloryści sporządzili krótką notatkę, dzięki której wiedza o maszkarze nie została pochłonięta przez mrok dziejów. I ten właśnie tajemniczy zwitek pergaminu wykorzystano, by sporządzić poniższy opis przerażającej i szczęśliwie dla ludzkiej rasy, bardzo rzadko spotykanej istoty.
Charakterystyczną cechą Ulańca jest jego obszerna fizjonomia. Zaiste niewiele jest stworów odczłowieczych (wywodzących się od ludzi), które osiągałyby tak pokaźne rozmiary. Największy z dotychczas napotkanych osobników tego przeklętego gatunku miał prawie trzy metry oraz ważył blisko trzysta kilogramów. Szczęśliwie dla świata, przeciętny Ulaniec przewyższa rosłego wioskowego chłopa jedynie o głowę, a waży tyle, co trzy dobrze odżywione kozy. W tym miejscu zaznaczyć należy, iż mowa jest o kozach płci żeńskiej, bowiem kozły (tak zwane capy) ważą trochę więcej.
Kolejnymi z dających się zauważyć na pierwszy rzut oka cechami stwora, są jego zwierzęce atrybuty, przejmowane najczęściej od niedźwiedzia lub jelenia szlachetnego. W pierwszym przypadku Ulaniec zyskuje mocne, lekko zakrzywione pazury zdolne przeciąć stalową kostkę (do gry w Chińczyka) niczym kartkę papieru (A4). W drugim zaś nabywa dodatkowej szybkości i zwinności, dzięki wzmocnionym kopytom. Jeśli zaś idzie o potencjał do zadawania obrażeń, wyposażony jest w imponujące poroże, co w połączeniu z szybkością jeleniowatych przedstawia już całkiem niezły wynik, liczony bardziej w setkach niż dziesiątkach punktów.
W pisanym na kolanie opisie Ulańca nie może zabraknąć również cechy, która odzwierciedla powiązanie stwora z demonicznym, podziemnym światem. Mowa tu oczywiście o kaprawych, świńskich oczkach, gorejących czerwienią niczym dwa piece, w których sam diabeł pali, by zagotować wodę na herbatę. Częstokroć w ślepiach tych można ujrzeć całą głębię nienawiści i żalu, jaką stwór żywi do przedstawicieli gatunku ludzkiego.
A nie żywi wspomnianych uczuć bez przyczyny, bowiem historia powstania Ulańca jest naznaczona zarówno ludzką znieczulicą, jak i czystym (również ludzkim) pragmatyzmem. Opisywana tutaj maszkara była pierwotnie postawnym człowiekiem, który wypędzony został z sioła przez swych pobratymców. Powodów wygnania mogło być wiele, lecz podaje się kilka najczęstszych, a są to między innymi: jedzenie za dziesięciu chłopa, podkradanie żywności, nieumiarkowanie w spożywaniu miodu, czy też wkurwianie wszystkich naokoło grą na własnym opasłym bębnie.
Wygnanie następowało przeważnie w okresie późnojesiennym, gdy po sile pierwszych przymrozków miejscowy szaman określał długość oraz srogość nadciągającej zimy. W czasach gdy to właśnie wiejska społeczność (lub ogólnie grupa, zbiorowisko) zapewniała byt oraz bezpieczeństwo, przepędzony mężczyzna nie miał większych szans na przeżycie. Analiza antropologiczno-matematyczna wskazuje na wahającą się jednocyfrową wartość procentową.
Zatem to właśnie przedśmiertne wołanie rozżalonego, przepełnionego nienawiścią serca, ledwie bijącego w piersi umierającego z zimna postawnego mężczyzny jest przyczynkiem do powstania opisywanej tu bestii. Doskonałym podsumowaniem tegoż zdarzenia będzie ludowa mądrość, zawarta w powiedzeniu: „niebo nie odpowie na twe złorzeczenia, piekło zaś zawsze na twą prośbę”.
Drobina etymologii i historii
Zdawać by się mogło, że w etymologicznym przedstawieniu Ulańca wszystko już zostało powiedziane przez badaczy, którzy nazwę stwora bezpośrednio łączyli z jego obszerną, potężną powłoką fizyczną. Niewyszukane spojrzenie jakoby przelewający się (lejący się) tłuszcz w ciele badanej paskudy, miał jakikolwiek wpływ na jego nazwę jest we współczesnym, pełnym skrajnych poglądów świecie nie do przyjęcia. Dlatego też – głównie dzięki frazeologicznym dyskursom – postawiono nową, bardzo śmiałą, acz prawdopodobnie brzmiącą hipotezę.
Rozważania w tym temacie należałoby zatem rozpocząć od tego momentu w historii ludzkości, w którym to człowiek z dzidą w ręce zaprzestał pogoni za zwierzętami i zdecydował się rozpocząć osiadły tryb życia. Znana badaczka-hobbystka w jednym z wywiadów stwierdziła, iż wspomniana chwila (będąca bardziej skrótem myślowym oraz próbą uniknięcia powtórzeń, bowiem mowa tu o wiekach przemian gospodarczych i społecznych), nazywana rewolucją neolityczną jest także punktem na osi czasu, w którym zabrakło powszechnie dostępnych i naturalnie występujących kamieni o ostrych brzegach, wykorzystywanych przez pierwszych ludzi do polowań na dinozaury.
W czasach rewolucji neolitycznej (XI-IX wiek p.n.e.) na terenie Bliskiego Wschodu rozpoczęto proces udomawiania zwierząt, a także obsiano jedne z pierwszych pól. Dotychczasowa przewaga myśliwych w strukturach społecznych zaczęła ustępować na rzecz rolników, garncarzy oraz hodowców bydła. W X wieku p.n.e. na terenie współczesnej Europy pojawiła się nowa grupa zawodowa, nazwana od grupy zwierząt, którymi się zajmowała. Mowa tu oczywiście o pszczelarzach.
Konstruowane przez nich ule (zgrupowane w pasiekach stałych lub przenośnych) zaspokajały jedną z najgorszych, najbardziej narkotycznych chuci znanych ludzkości – ochoty na słodkie. Jednocześnie widząc potencjał swojego produktu, pszczelarze zaczęli konkurować z grzybiarzami, którzy to byli ówczesnymi monopolistami dla tworzącej się i potrzebującej „małego co nieco” społeczności. W tamtym czasie na błotnistych ścieżkach między pierwszymi gospodarstwami złożonymi z karłowatych chałup krytych strzechą, coraz częściej można było spotkać tajemniczą postać w płaszczu i z twarzą skrytą pod kapturem, oferującą podróżnikom oraz miejscowej ludności tak zwany „plaster miodu”.
Najpoważniejszym skutkiem ubocznym dostarczanego przez pszczelarzy towaru, niosącego ze sobą uczucie chwilowej błogości, było nieuchronne przybieranie na wadze. Zatem już po kilku miesiącach od pojawienia się „plastra miodu” na rynku, jego wielbicieli rozpoznawano na pierwszy rzut oka, gdyż coraz częściej można ich było spotkać spacerujących nieopodal pasiek. Zdarzały się również sytuacje, w których to wiedziony „ochotą na słodkie” delikwent „wchodził w szkodę” i trzeba go było ratować zarówno przed rozwścieczonymi pszczołami, jak i rozeźlonym, uzbrojonym w widły pszczelarzem.
Aby zapanować nad sytuacją zaczęto wdrażać szereg rozwiązać, między innymi organizowano wiece dotyczące uzależnień, a starszyzna wioski ograniczała lub wręcz zakazywała mieszkańcom dostępu do uli, wystawiając straż w postaci niewyszkolonych ochotników. Formacja ta, wcześniej znana jako „straż wiejska”, po dziś dzień jest obecna w przestrzeni miejskiej.
Wtedy też na ustach osób próbujących utrzymywać ład i porządek, zaczął pojawiać się okrzyk brzmiący: „Ulneti!”, czyli „nie do ula!” lub w karczemnym przekładzie „precz od ula!”. Zawołanie to jest doskonałym przykładem ówczesnego słowotwórstwa. W przypadku zaprzeczeń elementami składowymi był najczęściej rzeczownik wraz z sufiksem –neti. Dla zobrazowania słowo „wiecheć-neti”, będzie oznaczało odmowę kupna kwiatów od staruszki, kręcącej się po wsi, a „piwo-neti” (we Włoszech znane jako „piwonetti!”) to krótkie, rzucone „dość już piwa”. To ostatnie z oczywistych względów, wynikających z nieskomplikowanej męskiej natury, bardzo rzadko słyszane było w karczmach czy oberżach. A w zasadzie to w ogóle.
Przeciwdziałanie
Ulaniec jest jednym z najgroźniejszych stworów fantastycznej słowiańszczyzny. Stąd też potrzeba stworzenia dwupunktowego poradnika jak zachowywać się w przypadku napotkania maszkary. I jeśli zagłębić się w rozważania, na które nie czas ani miejsce w tym krótkim traktacie, dwie poniższe rady odnosiłyby się do wszystkich niebezpiecznych i przerażających stworzeń na ziemi, i poza nią.
Po pierwsze niezwłocznie należy wziąć nogi za pas, porzuciwszy wszelki dobytek, spowalniający ucieczkę. Po drugie należy zmówić modlitwę do odpowiedniego patrona lub samego Stwórcy, stanąć oko w oko z bestią i postarać się godnie umrzeć.
Poza wiedźmińskimi bajdurzeniami istnieje tylko jeden literacki przykład wygranej walki z Ulańcem. Opowieść ta jasno wskazuje, że opisywany stwór wykorzystuje własną masę tłuszczową do zadawania obrażeń w trakcie potyczki. Obrana taktyka opiera się więc na jak najdłuższym przetrwaniu oraz wyssanemu z palca założeniu, że wycieńczonego, chudego już stwora można pozbawić życia. Jednakże wyczyn ten jest poza zasięgiem zarówno zwykłego człowieka, jak i wytrenowanego w tropieniu bestii łowczego. Tak więc najskuteczniejszą metodą walki z Ulańcem jest natychmiastowy odwrót taktyczny.
Bibliografia
Wiesław Tymonek, Pomiędzy bezpiecznym siołem a złym lasem, wyd. Panopticum, Warszawa 1995.
Mikołaj Gryzopiór, Przed czym uciekać, z kim stawać w szranki. Poradnik, wyd. Strzeżopluj, Międzyrzecz 1885.
Kamil Ślimak, Nie wchodź do lasu narobić hałasu, wyd. Sielanka, Zborkowo 2013.