Autor: Tomasz „Azamer” Mikiera
Świat Zabójców – podróż pociągiem jest pełna niespodzianek, zwłaszcza gdy cały przedział jest opóźniony…
[12+][wulgarny język]
Moją pasją są podróże. Wiem, że zabrzmiało to banalnie i do swoich zainteresowań powinnam jeszcze dorzucić „dobry film” oraz „dobrą książkę”. Wyszedłby wówczas opis idealnie nadający się do umieszczenia na portalu randkowym lub standardowy zestaw cech dla postaci stworzonej w Simsach.
Zostanę przy tym, że uwielbiam przemieszczać się z jednego punktu do drugiego. I nie ma znaczenia czy robię to pieszo, czy też korzystając z jakiegokolwiek środka transportu. Po prostu czerpię niewyjaśnioną przyjemność z samego faktu bycia w drodze, przy okazji podziwiając piękno zmieniającego się krajobrazu.
Gdybym tylko mogła, całymi dniami szwendałabym się po lasach i polnych dróżkach w poszukiwaniu nowych, ciekawych miejsc. Niestety marzeń nie wrzucę do garnka i nie napełnię nimi pustego żołądka. Na co dzień pracuję więc w korporacji, marnując przy tym czas, który mogłabym przeznaczyć na podróż w nieznane.
Moim największym marzeniem jest wyrwać się z etatowej pracy i być wolną jak ptak. Na samą myśl o tym, nie mogę powstrzymać uśmiechu. Może mój blog podróżniczy już wkrótce stanie się na tyle popularny, by zacząć mnie utrzymywać?
Ach, wizje spełniających się marzeń zawsze poprawiały mi humor. Szczególnie w poniedziałki, gdy zmęczona weekendowym wypadem, wracałam do pracy w korpo. Siedząc przy biurku gapiłam się na zegarek, odliczając czas dzielący mnie od kolejnej przygody.
Piątkowe wieczory, w przeciwieństwie do moich rozrywkowych znajomych, spędzałam w domu przeglądając sieć w poszukiwaniu ciekawych miejsc. Podobnie było i tym razem. Znalazłam w Internecie malowniczy dworek. Jego przedsiębiorczy właściciele dali mu drugie życie, zmieniając go w hotel otoczony gospodarstwem agroturystycznym.
Na stronie głównej ośrodka znajdowało się czarno-białe zdjęcie zrujnowanego budynku, a tuż pod nim kilka kolorowych fotografii, przedstawiających aktualny stan dworku. Serce zabiło mi szybciej na widok zadbanego ogrodu, pełnego krętych żwirowych ścieżek. Bez wahania kupiłam bilet na pociąg i przygotowałam się do drogi.
W sobotni poranek wyszłam z domu, zamówiłam taksówkę, którą dotarłam na dworzec. Stojąc na peronie raz po raz zerkałam w telefon, przeglądając ciekawostki o miasteczku niedaleko Krakowa. Kilka minut później na stację wjechał stary, rozklekotany pociąg. Szarpnęłam za metalową rączkę i wspięłam się po schodkach.
Westchnęłam ciężko na widok długiego korytarza, prowadzącego do zamkniętych przedziałów. Zakręciło mnie w nosie od unoszących się w powietrzu drobin kurzu. Dopadło mnie dziwne uczucie, jakbym cofnęła się w czasie do lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Mijałam boksy oznaczone rosnącymi liczbami, powtarzając sobie w myślach numer przypisanego mi miejsca.
W końcu dotarłam do właściwego przedziału. Znajdował się on na samym końcu wagonu. W duchu pomodliłam się o przedział wyłącznie dla siebie. Z nadzieją otworzyłam drzwi przesuwne i… Zamarłam. Stałam w progu, wlepiając wzrok w dwóch dziwaków, którzy również obrzucili mnie zaciekawionymi spojrzeniami.
– Dzień dobry – powiedzieli jednocześnie, jakby mieli to wcześniej przećwiczone.
– Dzień dobry – odparłam, przypominając sobie o dobrym wychowaniu.
Zasunęłam za sobą drzwi i usiadłam na skrajnym miejscu, zostawiając dwa wolne siedziska między mną, a facetem przy oknie. Rozległ się ostry gwizd, pociągiem zatrzęsło i maszyna powoli ruszyła do przodu. Sięgnęłam po plecak, wyjmując z niego kolorowe czasopismo. Udałam zainteresowanie jednym z artykułów, by móc uważniej przyjrzeć się współpasażerom.
Pierwszy z nich ubrany był w długą, czarną suknię z szerokimi rękawami. Właśnie odgarnął kosmyk włosów, które opadły na szczupłą twarz, przesłaniając trzymane w dłoniach karty. Poprawił okulary, zsuwające się z krzywego nosa, po czym położył kartonik z uwiecznioną na nim damą na stoliku. Pomyślałam, że powinien był ucieszyć się z wysokiej karty, lecz jego twarz nawet nie drgnęłaNadal wyrażała jedynie irytację i zniechęcenie.
Siedzący naprzeciw niego mężczyzna miał krótkie, jasne włosy. Dżinsy oraz dosyć stara, w wielu miejscami poprzecierana, skórzana kurtka sprawiały, że wyglądał o wiele normalniej. Przynajmniej w porównaniu do swojego towarzysza. Właśnie sięgnął po kartę ze swojego stosu, robiąc przy tym minę, jakby powstrzymywał się przed rzuceniem kąśliwego komentarza.
– Wojna – mruknął, sięgając po kolejną kartę.
Zdawali się być pochłonięci grą do tego stopnia, że zupełnie nie zwracali na mnie uwagi. Wróciłam więc do swojego magazynu, na stronicach którego odnalazłam recenzję najnowszej książki popularnego dramatopisarza i pogrążyłam się w lekturze. I choć nadal żałowałam, że nie siedzę przy oknie, podróż przebiegała w miłej, introwertycznej atmosferze, w której każdy zajęty był swoimi sprawami.
Pociąg zatrzymał się na kolejnej stacji, by po chwili ruszyć ponownie. Nagle drzwi do przedziału otworzyły się i stanął w nich młody, przystojny chłopak. Usiadł dokładnie naprzeciwko mnie. Czułam, że mi się przygląda, lecz z uporem nie podnosiłam wzroku.
Usłyszałam ciche chrząknięcie, mające zwrócić moją uwagę. Zignorowałam je i wciąż patrzyłam na stronę z artykułem. Czytałam wciąż to samo zdanie, nie mogąc skupić się na lekturze. Chłopak zakasłał, a gdy nadal nie podnosiłam głowy, zrobił to ponownie, tym razem znacznie głośniej.
– Ej, stary, masz coś na gardło? Bo ten typ zaraz wypluje płuca.
Zerknęłam w bok w momencie, w którym facet w kurtce macał kieszenie. Pokręcił głową.
– Nie mam. Ale ja bym z tym poszedł do lekarza, bo strasznie rzęzi.
– Nic mi nie jest – powiedział młodzik, kończąc przedstawienie z udawanym kaszlem, po czym zwrócił się już bezpośrednio do mnie. – Masz bardzo ładne oczy.
– Eee… Dziękuję – bąknęłam.
– Wiesz, tak siedzę i się zastanawiam, co taka piękna dziewczyna jak ty, robi w tak obskurnym pociągu jak ten?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć na tak tandetny tekst. Byłam już kilka razy podrywana przez obcych mężczyzn, lecz żaden nie używał sloganów, które zdawały się być stworzone przez początkującego redaktora portali randkowych.
– Zaraz wysiadam, może wymienimy się numerami? – zaproponował.
– Sorry, ale nie jestem zainteresowana.
– No nie daj się prosić, zobaczysz, nie pożałujesz.
Uśmiechnęłam się nerwowo i już miałam odpowiedzieć, że mam chłopaka – co mijało się z prawdą, ale zazwyczaj skutecznie zniechęcało natrętów – gdy stało się coś zupełnie nieoczekiwanego.
Mężczyzna w czarnej sukni pochylił się ku towarzyszowi i spojrzał na niego tak, jakby właśnie po raz pierwszy w życiu go zobaczył. Dla lepszego efektu wziął głęboki wdech, jak gdyby z czystego zachwytu.
– Miłosz, wybacz, że dopiero teraz to dostrzegłem… Jakie ty masz piękne oczy!
Podróżny nazwany Miłoszem z teatralnym westchnięciem zerknął w okno i stuknął palcami w szybę.
– Widzisz te rozorane pola przygotowane pod zasiew? Ich urok nijak się ma do twej poprzecinanej bruzdami mordy!
Nie byłam w stanie stwierdzić, czy rzucony tekst był komplementem, czy obraźliwym komentarzem. Został jednak wypowiedziany z taką pasją i przekonaniem, że siedzący naprzeciw mnie podrywacz zerwał się z miejsca i prychnął ze złością jak rozkapryszony bachor.
– Skurwysyny – rzucił i pospiesznie opuścił przedział.
Mężczyźni wybuchnęli głośnym śmiechem, przybijając sobie żółwika.
– Dzięki za pomoc – powiedziałam cicho.
– Nie ma za co – odparł gość w sukience i sięgnął do swojego plecaka po książkę.
Prawdę mówiąc byłam pozytywnie zaskoczona. Spodziewałam się raczej, że po udanym „ratunku”, moi współpasażerowie sami wejdą w rolę podrywaczy, wykorzystując przy tym pozycję obrońców „damy w opałach”. Oni natomiast pogrążyli się w swoich własnych światach: jeden w lekturze, drugi w widoku umykającego za oknem krajobrazu. Pomyślałam, że chyba los się do mnie uśmiechnął, sprawiając że trafiłam akurat do tego przedziału.
Niecałą minutę później drzwi rozsunęły się i stanął w nich konduktor.
– Bilety do kontroli poproszę.
Odnalazłam na telefonie elektroniczny bilet i odwróciłam ekran w stronę mężczyzny. W momencie zeskanowania kodu kreskowego, w pomieszczeniu rozległo się głośne piknięcie. Podziękował znudzonym głosem i zwrócił się do moich towarzyszy podróży, którzy trzymali w dłoniach papierowe świstki.
Konduktor wyszedł i przez kolejny nie wydarzyło się nic wartego zapamiętania. Panowała cisza, przerywana jedynie szelestem przewracanych stronic. Facet nazwany wcześniej Miłoszem, przyłożył głowę do chłodnej szyby i zdawał się drzemać.
Minęliśmy kolejną stację, a ja zdałam sobie sprawę, że w pociągu zrobiło się głośno. Słyszałam zbliżające się przekleństwa i nieprzyjemne ochrypłe śmiechy, przypominające żabi rechot. Zaraz potem coś głośno uderzyło o podłogę, a sądząc z odgłosów, rozbiło się w drobny mak.
Szarpnięte drzwi otworzyły się z trzaskiem. Kabinę wypełnił odór taniego piwa. Spojrzałam w zaczerwienioną twarz faceta, który wyszczerzył się obleśnie na mój widok. Przygładził dres na piersi, trzymając w dłoniach aluminiową puszkę. W tym momencie zdałam sobie sprawę, że spokojna podróż właśnie dobiegła końca. Ogarnął mnie niepokój, który nasilił się, gdy za pierwszym dresem, do przedziału weszło dwóch kolejnych.
Usiedli tak blisko mnie, jak tylko pozwalały im na to siedzenia. Otoczona przez smród alkoholu, papierosów i spoconych ciał, starałam się unikać kontaktu wzrokowego. Patrzyłam na stronę magazynu, czując jak ręka strachu zaciska się na moim gardle. Z trudem przełknęłam ślinę. Serce waliło mi jak oszalałe, jakby chciało wyrwać się z piersi. Przyspieszyło jeszcze bardziej, gdy poczułam dłoń na swoim kolanie.
– Co tam, cipcia?
– Proszę zabrać rękę i mnie nie dotykać.
– Ej, chłopaki, jaka nieśmiała. W moim typie – stwierdził, a jego koledzy parsknęli śmiechem.
Stanowczo zepchnęłam obcą rękę ze swojego kolana, czym wywołałam kolejną falę wesołości.
– Ma charakterek, to dobrze – powiedział, po czym nachylił się do mnie, a jego cuchnący oddech przyprawił mnie o mdłości. – Może wysiądziemy razem i trochę się zabawimy, co?
Sparaliżowało mnie na samą myśl o tym, że mogliby wysiąść wraz ze mną. Miałam w plecaku gaz pieprzowy, ale czy byłby on skuteczny przeciwko trzem napastnikom? Poczułam jak pocą mi się dłonie. Próbowałam zebrać myśli i znaleźć wyjście z tej niebezpiecznej sytuacji, lecz te stały się zbyt chaotyczne, by ułożyć się w jakiś sensowny pomysł. Zerknęłam na mężczyzn przy oknie, których zaistniała sytuacja zdawała się w ogólnie nie obchodzić.
– Oni ci nie pomogą – szepnął dres, gdy zauważył na kogo patrzę. – To tylko pizda w sukience i jakiś jego pedzio.
– To szata – sprostował spokojnie długowłosy.
– Chuj mnie to obchodzi. Siedź tam i zamknij pysk, cwelu!
Miłosz skrzywił się na dźwięk tak ordynarnych i prymitywnych słów. Spojrzał na swojego towarzysza i rzucił jakby od niechcenia:
– Przed nami tunel. Otworzę okno, duszno się zrobiło.
W chwilę po tym, jak wjechaliśmy do tuneli zrobiło się tak ciemno, że nie widziałam nawet czubka własnego nosa. Przycisnęłam dłonie do kurczowo złączonych kolan, modląc się, by żaden z tych gnojków nie wykorzystał okazji i nie zaczął mnie dotykać. Zaczęłam się modlić, żeby to wszystko się skończyło…
Ciemność ustąpiła równie nagle jak się pojawiła. Zamrugałam z niedowierzaniem. Siedzenia wokół mnie znów były puste, a po trzech podpitych dupkach nie było nawet śladu. Mężczyzna w czarnej szacie pochylił się i z obrzydzeniem chwycił dwoma palcami, leżący na ziemi nadpalony skrawek dresowego materiału. Następnie otworzył śmietnik i wrzucił go do środka.
Po wszystkim długowłosy wrócił do lektury jakby nic się nie wydarzyło. Zauważyłam jedynie jak Miłosz uśmiechnął się półgębkiem, po czym zamknął okno i ponownie zapatrzył się na krajobraz. A ja… Miałam mnóstwo pytań! Gdzie oni się podziali? Zdążyli wyjść z przedziału w trakcie tych kilku chwil, gdy pociąg pogrążony był w ciemności? Wątpiłam, by tak nagle i z własnej woli zrezygnowali z dręczenia mnie, i po prostu sobie poszli.
– Daleko jeszcze? – usłyszałam pytanie Miłosza.
– Jakieś trzydzieści minut drogi.
Zorientowałam się, że ci dziwni goście prawdopodobnie jadą do tej samej miejscowości co ja. Zaczęłam przyglądać im się z większą niż dotychczas ciekawością, zastanawiając się, czym się zajmują. Do głowy przychodziła mi między innymi myśl o cosplayerach jakichś mało znanych postaci z filmów, gier lub książek, których nie kojarzyłam. Nie pamiętałam, by na stronie dworku była informacja, że w ten weekend organizują konwent fantasy.
Pociąg zatrzymał się na kolejnej stacji. Chwilę później do przedziału wszedł starszy, dobrze ubrany pan ze skórzaną teczką w ręce. Usiadł naprzeciwko mnie i skinął przyjaźnie na powitanie. Odetchnęłam z ulgą. Przynajmniej ten podróżny na pierwszy rzut oka wydawał się kulturalnym i miłym człowiekiem. W znacznie lepszym nastroju sięgnęłam do plecaka po długopis i zabrałam się za rozwiązywanie krzyżówki z tyłu czasopisma.
W pewnym momencie zastanawiałam się nad jednym z haseł i w zamyśleniu podniosłam wzrok. Mężczyzna patrzył prosto na mnie, a ja chcąc wybrnąć z niezręcznej sytuacji, uśmiechnęłam się lekko. Wróciłam do krzyżówki, lecz czułam, że facet nadal mnie obserwuje. Całą siłą woli powstrzymywałam się przed ponownym nawiązaniem kontaktu wzrokowego. W końcu nie wytrzymałam i uniosłam głowę.
Na jego twarzy pojawił się paskudny uśmiech. Widząc, że patrzę, lubieżnie oblizał usta i posłał mi całusa. Dreszcz obrzydzenia przebiegł mi po plecach.
Niestety starszy facet nie poprzestał jedynie na gapieniu się i wysyłaniu w moją stronę żenujących sygnałów zainteresowania. Odłożył na ziemię teczkę, trzymaną dotychczas na kolanach, po czym sięgnął ku swojemu przyrodzeniu. Pocierał dłonią krocze, obleśnie przy tym dysząc. Nie spuszczał ze mnie wzroku nawet na moment.
Poczułam, że robi mi się słabo. Zupełnie nie wiedziałam jak powinnam zareagować w takiej sytuacji. Zwrócić mu uwagę? Przesiąść się bliżej pozostałych podróżnych? Poczułam łzy zbierające się w kącikach oczu.
Mężczyzna w czarnej szacie wstał z miejsca i usiadł tuż obok starszego gościa. Odwrócił się w jego stronę i zaczął patrzeć facetowi prosto w oczy. Z zainteresowaniem obserwował poczynania obleśnego dziada, dopóki ten nie zerwał się z miejsca.
– Pierdolony zboczeniec – rzucił na odchodne, zasuwając za sobą drzwi.
Podróżnik w czerni wyszczerzył zęby w pełnym zadowolenia uśmiechu, po czym wrócił na swoje miejsce.
– Żałosne – prychnął Miłosz, jakby chciał podsumować całą sytuację.
Drżącymi dłońmi schowałam czasopismo do plecaka. Zdałam sobie sprawę jak wiele miałam szczęścia, że znalazłam się w przedziale z osobami, które nie boją się zareagować i pomóc innym w potrzebie. Chciałam im podziękować, lecz wciąż nie znajdowałam odpowiednich słów. Przeklęłam swoją nieśmiałość.
Pociąg zbliżał się do stacji końcowej i zaczął zwalniać. Mężczyźni wstali i zarzucili plecaki na ramiona, a ja poszłam za ich przykładem. Usłyszałam jeszcze krótką i dość dziwaczną wymianę zdań:
– Ładna mieścinka – Miłosz wyjrzał przez okno, by spojrzeć na porozrzucane w dolinie domy.
– Dosyć. Na szybko zajmiemy się tą zmorą z dworku i popołudnie mamy wolne.
– Jakoś zgłodniałem, może pójdziemy na kozi ser?
– Po robocie.
– Pieprzony Smurf Pracuś się znalazł.
Wyszłam na stację, gdy tylko pociąg się zatrzymał. Odetchnęłam czystym, rześkim powietrzem, czując jak stres powoli odpuszcza, zastępowany ekscytacją na myśl o wędrówce. Skierowałam się do wyjścia z dworca. Nagle usłyszałam czyjś głos tuż za mną. Odwróciłam się, stając oko w oko z tym gościem w czarnej szacie.
– Przepraszam, jeśli miałaby pani jeszcze jakieś kłopoty, to proszę dać znać.
Wręczył mi czarno-szarą wizytówkę. Nim zdążyłam odpowiedzieć, mężczyzna oddalał się sprężystym krokiem, po czym zniknął w tłumie ludzi, czekających na stacji. Spojrzałam na kartonik, gdzie poza numerem telefonu oraz adresem mailowym znajdowała się nazwa firmy.
– Zabójcy Skurwysynów… Całkiem chwytliwa nazwa – stwierdziłam, chowając wizytówkę do kieszeni.