Autor: Tomasz „Azamer” Mikiera
Z beczki pełnej rumu – czasami lepiej jest uciec do świata marzeń
[12+]
Młody rycerz sięgnął po nóż. Posmarował chleb cienką warstwą masła, a na nią położył plaster szynki i spory liść sałaty. Przygotowaną kanapkę przeciął w połowie i całość położył na białym, bogato zdobionym talerzu. Ostrożnie podniósł naczynie, odwrócił się i podszedł do drewnianego stołu.
Spojrzał w jej błękitne oczy, otoczone wianuszkiem ciemnych rzęs. Skłonił głowę, mając nadzieję, że nie dostrzegła nieśmiałego uśmiechu, który pojawił się na jego ustach. Usiadł obok i zgodnie z jednym z królewskich edyktów, wbił wzrok w blat stołu. Jedno uderzenie serca później zacisnął dłonie spoczywające na kolanach i odważył się zerknąć na dziewczynkę, by choć przez chwilę podziwiać jej nieskazitelną urodę.
Zafascynowany patrzył jak skubie chleb drobnymi palcami. Wydawała się zamyślona. Ale nad czym tak właściwie mogą dumać królewny? Przecież nie powinny mieć żadnych zmartwień poza porannym wyborem stroju lub ciągłym przestrzeganiem dworskiej etykiety. Zadrżał, gdy do głowy wpadła mu niepokojąca myśl. A jeśli zaczęła darzyć kogoś sympatią? Pokręcił głową, jakby chciał przegonić te rozważania niczym natrętną muchę. Wiedział, że cokolwiek się nie stanie, on zawsze będzie stał u jej boku.
Po skończonym posiłku królewna otrzepała dłonie z chlebowych okruszków. Odeszła od stołu z gracją wysoko urodzonej damy i opuściła jadalnię. Rycerz sięgnął po pusty talerzyk i przepłukał go w wiadrze z wodą. Po drobnych porządkach poprawił miecz, wiszący u pasa i udał się pod drzwi wejściowe. Zadarł głowę, uważnie przyglądając się skoblom i zatrzaskom. Upewniwszy się, że żadnego z zabezpieczających rygli nie dopadła rdza, przywarł plecami do ściany w holu. Znieruchomiał.
Kąciki jego ust uniosły się nieznacznie, gdy z pokoju obok dobiegł go dziewczęcy śmiech. Był to jeden z najpiękniejszych dźwięków, jakie słyszał w życiu. Całym sercem pragnął, by ten śmiech towarzyszył mu każdego dnia, przeganiając cienie, kryjące się w kątach zamku. Z najwyższym trudem oparł się pokusie opuszczenia posterunku i zajrzenia do bawiącej się królewny.
Minuty mijały, a jego powieki stawały się coraz cięższe. Przestąpił z nogi na nogę i ziewnął, zakrywając usta dłonią. Nagle usłyszał coś, co przepełniło go niepokojem. Padł na podłogę, przykładając ucho do zimnej posadzki. Wstrzymał oddech, a po kilku sekundach nasłuchiwania zerwał się na równe nogi i nie bacząc na obowiązują etykietę, wpadł do pokoju. Podbiegł do dziewczyny siedzącej na łóżku i delikatnie ujął jej dłoń.
– Moja pani, musimy uciekać. On nadchodzi.
Jakby na potwierdzenie tych słów budynek zadrżał, a coś załomotało w drzwi wejściowe. Rycerz wypadł na korytarz, ciągnąc za sobą dziewczynę. Z przestrachem rzucił okiem na rygle, spoczywające na podłodze. Pozostałe ze skrzypiącym jękiem wciąż broniły przejścia. Wiedział, że długo nie stawią oporu dobijającej się bestii. Lodowata łapa strachu zacisnęła się na jego gardle.
Pociągnął królewnę w stronę schodów, prowadzących na piętro. Za plecami usłyszał głuche łupnięcie wypadających z zawiasów drzwi. Bestia była już w środku. Odwrócił się i ujrzał szkliste od łez oczy. Poczuł jak drobna dłoń kurczowo zaciska się na jego palcach. Delikatnie odwzajemnił uścisk.
Wpadł do jednego z pokoi, gorączkowo rozglądając się w poszukiwaniu kryjówki. Podbiegł do ogromnej, dębowej szafy na ubrania. Otworzył drewniane drzwi i pomógł dziewczynce wejść do środka. Za plecami słyszał dyszącego na schodach potwora. Żywił nadzieję, że drewniane stopnie nie wytrzymają ciężaru bestii i poślą ją prosto do piwnicy. Tak się jednak nie stało.
Rycerz w ostatniej chwili wskoczył do szafy. Przymknął za sobą drzwi, zostawiając jedynie wąską szczelinę, przez którą mógł obserwować pokój. Skrzywił się, gdy poczuł okropny smród, przywodzący na myśl odór spleśniałego sera. Z sercem usiłującym wyrwać się z piersi, obserwował jak ogr o zielonkawej szarej pokrytej licznymi krostami, wchodzi do pomieszczenia.
Stwór zatrzymał się rozejrzał, po czym wciągnął powietrze przez olbrzymie nozdrza. Ruszył w stronę kolekcji szmacianych lalek, siedzących na ściennej półce. Chwycił jedną z uśmiechniętych główek i ścisnął ją w łapie. Kawałki słomy zmieszanej ze skrawkami materiału upadły na podłogę.
Ogr warknął głucho, po czym grzmotnął pięścią w półkę, rozrzucając zabawki po pokoju. Zaraz po tym wszedł na łóżko, które jęknęło i zapadło się pod jego ciężarem. Zajął się rozrywaniem prześcieradła i poduszek, lecz po chwili spojrzenie bestii padło na stojącą w kącie szafę.
Rycerz z przestrachem odsunął się od szpary w drzwiach, pozwalając by otuliły go kolorowe, balowe suknie. Poczuł jak dziewczynka przywiera do jego ramienia. Drżała i kuliła się niczym zlękniony króliczek. Pogładził ją po włosach.
– Boję się – odczytał z ruchu jej drżących warg.
– Wszystko będzie dobrze. Obronię cię – szepnął i zamarł, gdy zobaczył jedno z żółtych ślepi w szczelinie uchylonych drzwi.
Nagle z dołu dobiegł ich stukot upadającego krzesła oraz głośna skarga umykającego kota. Zaintrygowany niespodziewanym dźwiękiem ogr prychnął głośno i wyszedł z pokoju. Po kilku chwilach rycerz usłyszał jak stwór demoluje jedno z pomieszczeń na parterze.
Rycerz chwycił księżniczkę za rękę i wspólnie opuścili dotychczasową kryjówkę. Jeśli potwór był obecnie w jadalni, a na to wskazywały odgłosy roztrzaskiwanej zastawy, mieli szansę skorzystać z okazji i przedostać się do wyjścia.
Powoli schodzili po schodach, przytrzymując się poręczy. Uważali na każdy krok, zatrzymując się, gdy spod ich stóp dobywało się skrzypienie starego drewna. Pokonali ostatni ze stopni i znaleźli się w korytarzu. Poczuli na twarzach chłodny powiew wiatru, płynący od strony wejścia.
Serce rycerza wypełniło się nadzieją. Ta jednak umknęła po chwili, przegnana przez ogromny cień, wyłaniający się z bocznego pomieszczenia. Młodzieniec zacisnął zęby i pociągnął za sobą królewnę, rozpaczliwie pędząc w kierunku zniszczonych drzwi wejściowych. Nagle poczuł jak dłoń dziewczyny wyślizguje mu się z ręki. Wrzask przerażenia zatrzymał go w miejscu. Odwrócił się, dobywając broni.
Królewna wisiała jakiś metr nad ziemią i próbowała wyrwać się z uścisku stwora. Rycerz nie wahał się ani sekundy. Doskoczył do umięśnionych nóg bestii i bezlitośnie ciął po ścięgnach. Stwór wydał z siebie bolesny ryk, zachwiał się i otworzył zaciśniętą łapę. Królewski obrońca skoczył do przodu i zdołał pochwycić w ramiona spadającą dziewczynkę.
Popędził w stronę wyjścia. Wtem olbrzymia, dębowa ława przeleciała nad ich głowami i zablokowała wyjście, uniemożliwiając ucieczkę. Zdesperowany rycerz rzucił się na prawo. Wpadł do jadalni, z przerażeniem uświadamiając sobie, że znaleźli się w pułapce. Owionął go gorący, cuchnący oddech potwora.
Odwrócił się i spojrzał prosto w oczy ogra, jednocześnie ukrywając księżniczkę za tarczą z własnego ciała. Ścisnął rękojeść miecza, który w obliczu bestii wydał mu się dziecięcą zabawką.
***
Mężczyzna skrzywił się ze złością, by zaraz wyszczerzyć żółte od papierosów zęby.
– Pieprzone bachory – warknął, a uniesiona dłoń opadła na stojącego przed nim chłopca. Pojedyncza łza spłynęła po twarzy dziewczynki, gdy drewniany miecz upadł na podłogę.